Etykiety

poniedziałek, 20 lutego 2012

INNOŚĆ

Co to znaczy "inne"? Na jakiej podstawie odbieramy coś nie jako "normalne", "zwykłe", a będące poza przyjętym kanonem?

Kiedy z okna mojego hotelu w Tangerze, wpatrzona w rozpościerający się krajobraz miasta słuchałam głosu muezzina miałam wrażenie, że jestem  świadkiem czegoś  niesamowitego. Właściwie trudno było określić co tak naprawdę powodowało to uczucie niezwykłości i fascynacji, ale przepełniało mnie całą.
Przypomniałam sobie ten moment pewnego razu, kiedy stałam na schodach nadziemnego przejścia kolejowego w jednym z miasteczek małopolski. Przede mną szare, ośnieżone tory otoczone równie szarymi budynkami, których przeznaczenie zdawało się być czymś w rodzaju wielkiego złomowiska. W oddali las, z którego co jakiś czas wyłaniał się pociąg, również szary i niczym chyba nie różniący się od tych, które przejeżdżały tu w czasach drugiej wojny światowej. Po lewej stronie, przy lesie stał kościół. Była to niedziela i wyraźnie słychać było głos księdza prowadzącego nabożeństwo. Słowa, które słyszałam od najmłodszych lat i mogłam bez trudu za nim powtarzać. Stałam na zniszczonych schodach i z góry spogladałam na cały ten krajobraz wsłuchując się w śpiewny ton modlitwy. Zaczęłam chłonąć otaczające mnie dźwięki i rejestrować widoki. Nigdy wcześniej nie zwróciłabym na coś takiego uwagi bo było to coś, z czym spotykałam się od dnia narodzin i co nie było dla mnie nigdy warte większej uwagi. Po prostu było. Dopiero gdy teraz spojrzałam na to oczami obcego, odczułam ciekawość i zauroczenie jak wtedy kiedy wyglądałam z okna marokańskiego hotelu. Zaczęłam zastanawiać się czym jest inność, która tak nas fascynuje, zachwyca, a czasem złości lub przeraża? 

Kiedy na jednym z zagranicznych szkoleń zaproponowano zorganizowanie wieczoru międzynarodowego i poproszono o zaprezentowanie swoich państw oraz przygotowanie typowego poczęstunku, poczułam pewnego rodzaju dezorientację. Przez głowę przewijało mi się: wódka, ogórki kiszone, kiełbasa, Lech Wałęsa, wódka, ogórki...Kraków... i tak w kółko. Gdyby pozowolono mi opowiedzieć o Włoszech... mogłabym opowiedzieć jak wygląda typowy włoski obiad, kiedy i gdzie Włosi najchętniej wypoczywają, że nie jadają śniadań w domu, są wyczuleni na punkcie jakości jedzenia, że często piją, ale rzadko sie upijają, że bilety na pociąg należy skasować, a zakupy robić zawsze w tygodniu lub wcześnie w sobotę, bo inaczej możemy zostać na głodzie do poniedziałku. Jaka ta Polska wydała mi się nudna, bo przecież wszystko takie zwykłe, co tu można opowiedzieć? W końcu skupiłyśmy sie wraz z moją rodaczką na obalaniu stereotypów. Zaczęłam się zastanawiać kto w takim razie jest lepszym przewodnikiem po zwyczajach danego kraju, rdzenny mieszkaniec czy obcy przybysz, który spogląda na wszystko czujnym okiem? I czy nie znając tego co na zewnątrz bylibyśmy w stanie w ogóle scharakteryzować naszą tożsamość? Czy to co myślimy i wiemy o sobie nie jest głównie powielaniem tego jak scharakteryzowali nas przybysze z zewnątrz?

Zapraszam do dyskusji - Jak postrzegamy "inność”?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz